Archiwum styczeń 2019


Co by było gdyby, życie potoczyło się...
26 stycznia 2019, 15:12

Życie jest jedną wielką przygodą i czy się Wam podoba czy nie, my mamy ogromny wpływ na to, jak swoje życie przeżyjemy, co  do niego przyciągnięmy. Każdy z nas jest kowalem swojego losu, jesteśmy jak jeden odromny magnes, który przyciąga to o czym w przeszłości myśleliśmy.

Zarówno te dobre jak i złe doświadczenia zatem przyciągnęliśmy. 

Też czasami krzyczałam sobie...nie! Nie przyciągnęłam poronienia i utraty pracy będąc w zagrożonej ciąży na 2-tygodniowym leżącym L4. Przecież byłam szczera w pracy, nie ukrywałam mojej sytuacji, a jednak...najpierw po 3 dniach dostałam telefoniczne powiadomienie, że od następnego dnia zostaję bez pracy, a po miesiącu dowiaduje się, że od 2 tyg chodziłam z obumarłym płodem... to i tak powinnam się cieszyć, że nic mi się nie stało, bowiem mam dla kogo żyć. Mam wspaniałą 3 letnią, w sumie teraz już prawie 4-letnią córeczkę i kochanego męża.

Po całym zdarzeniu musiałam podnieść głowę do góry i zaczynać pewien etap życia od nowa. Trzeba było się trzymać, żeby bliskim nie robić dodatkowych zmartwień, tłumaczyłam wszystkim, że tak widocznie miało być... dzidziuś najprawdopodobniej miałby wnętrznośći na wierzchu. Lepiej teraz niż później..ale wiecie co, me serce od środka pękało..ale mam dla kogo żyć, i byłamtwarda dla mojej rodziny.

Mimo, że ukończywszy tuz po wyjściu ze szpitala studia podyplomowe udało mi się znaleźć nową pracę zgodnie z uzupełnionym wykształceniem, czyli tak, po części udaje mi się poskładać nasze życie.. dalej zastanawiam się, jak kobieta...matka mogła postąpić w ten sposób..zamiast wesprzeć kobiete w stresie...dołożyła jej mnóstwo stresu łez....podobno legalnie..bowiem pracowałam jako nauczyciel na zastępstwie..tamta nauczycielka pech chciał wróciła z macierzyńskiego, tylko na parę dni, tylko po to, żeby mnie pozbawić pracy i dochodu...poźniej wróciła na zaległy urlop...tak postąpiła pani dyrektor, kobieta, matka...tak legalnie można traktować kobietę:(

...tak mam świadomość, że prawdopodobnie straciłabym maleństwo tak czy siak...nigdy nie zapomnę tego jak na noc dostałam tabletkę poronną w szpitalu...ten ból nocą - kiedy starałam w milczeniu przeczekać i się nie budzić innych kobiet będących bądź co bądź w żałobie...ledwo idąc z bólu nocą z toalety odważyłam się "zaniepokoić" pielelęgniarkę i poprosić o zastrzyk przeciwbólowy, ale zanim to zrobiłam- powiedziałam, że ktoś nie zakręcił prysznica i łazienka jest zalana - do sali pani pielęgniarka musiała mnie prowadzić, bo z bólu prawie zemdlałam.....

...rano najgorsze, gdy podawałam na własnych rękach wkład poporodowy z moim dzieciątkiem, może to dla innych był tylko płód, dla mnie to były już były rączki nóżki..nasz kolejny skarb...

bez maluszka....bez pracy, ale z kochającą rodziną...

...z pracą...chociaż wstyd mi, że posiadam juz niejedno świadectwo pracy pomimo wieku...ale cieszę się, że ją mam...

Cóż z tego, że nie można żyć na własny rachunek, nie można wziąć normalnego kredytu, żeby wreszcie żyć na swoim, ale wierzę, że po mału zrealizujemy swoje cele...

Bo dla chcącego nic trudnego...ze spojrzeniem na świat mojej córeczki i pracowitymi rękami męża damy rade:)